Obudził mnie silny, pulsujący ból głowy, który jak się potem przekonałam, był dopiero początkiem. Po kilku minutach poczułam, że jest mi okropnie zimno, zupełnie jakby z całego mojego ciała wyssano krew i zastąpiono ją wodą mineralną z lodówki. Powoli uniosłam rękę i położyłam sobie na czole, ten ruch spowodował, że przypomniałam sobie jak się oddycha. Tego żałowałam najbardziej. Smród papierosów, alkoholu i potu zaczął drażnić moje wrażliwe nozdrza. Zmusiłam się, aby otworzyć oczy. Za oknami było pochmurno, jednak wcale nie tak wcześnie. Najgorsze było to wrażenie, że to nie jest nasz pokój. niby w 217 zbyt wiele czasu nie spędziłam, ale poznam wszędzie to graffiti na ścianie, którego w tym wypadku nigdzie nie zauważyłam. Źródło zimna odkryłam natychmiast. Spałam w samej bieliźnie. Odwróciłam się na drugi bok i mój nos zderzył się z czyjąś twarzą. Przerażona odsunęłam głowę nieco do tyłu i szybko rozpoznałam te rysy, usta, nos ... Obok mnie leżał Kobra Kid i szczerzył się do mnie jak wariat. Był bez koszulki. Z jednej strony to było jednym z moich marzeń, z drugiej jednak jakoś nie cieszyło mnie to, że leżę z nim w jednym łóżku bez ubrania i nic a nic nie pamiętam. Złapałam się za głowę po raz drugi. Mózg pulsował mi w rytm serca.
- Kacyk? - spytał rozbawiony, zupełnie jakby budzenie się w samej bieliźnie z praktycznie obcą dziewczyną było dla niego normą.
- Czy my ... ?
- Nie jestem tego do końca pewien, bo nic nie pamiętam. Wiem tylko tyle, że gdy skończyliśmy grać podeszłaś do nas i zaczęłaś pieprzyć coś o uwalnianiu jednorożców z niewoli. Byłaś nieźle nawalona. - stwierdził.
- Naprawdę było aż tak źle? - dopytywałam.
- Nie, źle zaczęło się robić w momencie w którym mnie też urwał się film.
Westchnęłam głęboko i pomimo bólu głowy stanęłam na równe nogi. Zimno mi było jak cholera, ale postarałam się to zignorować. Rozejrzałam się po pokoju i nareszcie znalazłam wśród ubrań spódniczkę i top w paski. Więcej rzeczy nie chciało mi się szukać, bo zajęło by to cały dzień. Pod bacznym okiem Kobry podeszłam do drzwi i obróciłam się napięcie w jego stronę.
- Mogę chociaż wiedzieć jakie jest twoje prawdziwe imię? - spytałam, czując, że jeszcze chwila i wybuchnę głośnym lamentem.
- Mikey. Mam na imię Mikey. - powiedział uśmiechając się.
To mi wystarczyło. Otworzyłam drzwi i wyszłam. Do moich oczu zaczęły napływać łzy, były mieszaniną szczęścia i smutku. Kopnęłam w kwiatka, który przewalił się na podłogę, a ziemia, która się z niego wysypała zabrudziła dywan. Stałam tam przez chwilę oparta o ścianę. Jedyne czego teraz potrzebowałam to samotność. Musiałam być kompletnie sama. Rozpaczliwie dławiąc w sobie płacz biegłam przed siebie błądząc między korytarzami, starałam się znaleźć ten pokój w którym Eternyty i Neon mnie malowały w końcu znalazłam. Kształt tej klamki, wzór na niej wyryty ... Pod wpływem dotyku nie mogłam poznać jaki ma kształt, teraz jednak nie czas się nad tym zastanawiać. Modliłam się w duchu, aby drzwi były otwarte. Zamknęłam oczy i położyłam dłoń na klamce, która delikatnie uległa naciskowi. Nie otwierając oczu wśliznęłam się do środka, cicho zamknęłam za sobą drzwi i pozwalając łzom swobodnie płynąć zsunęłam się po ścianie bezwładnie opadając na ziemię i poddając się swojej beznadziejności.
- Coś się stało? - usłyszałam nagle głos. Najpierw zdawało mi się, że słyszę go tylko w głowie, jednak po chwili zaczął brzmieć znajomo.
Powoli rozchyliłam powieki i spojrzałam w stronę z której dochodził.
W kącie pokoju siedziała czarnowłosa dziewczyna. Wyglądała jakby właśnie w jej pobliżu przeleciało tornado. Potargane włosy, rozdarta koszulka, pozaciągane rajstopy, rozmyty makijaż, podkrążone oczy ... Jednak widziałam w niej coś znajomego. I teraz już wiedziałam co. Trzymała w ręku czarny szkicownik.
- Znam cię. - stwierdziłam słabym głosem, dusząc w sobie płacz.
- Nie przypominam sobie ... - powiedziała cicho. - Już wiem. Kiedy cię znaleźliśmy ... To ja narysowałam tego twojego kogoś tam.
Pokiwałam głową na "tak". Starałam się oddychać spokojnie i miarowo, ale wspomnienie sprzed dwudziestu minut wracało do mnie za każdym razem coraz wyraźniej.
- Widzę, że coś się stało. - wychrypiała.
- Nic ... nic mi nie jest. - wydukałam.
- Nieprawda, a mnie nie oszukasz tak łatwo. Mam coś co ci na pewno pomoże. - powiedziała i rzuciła mi swoją torebkę, po czym sama podeszła do mnie na czworakach. Wzięła do ręki torebkę i wysypała jej zawartość na podłogę. - Opowiedz mi co się stało. - powiedziała grzebiąc ręką pomiędzy kupą różnych rzeczy.
- Chyba ... Chyba przespałam się z Kobrą. - powiedziałam ponuro i spuściłam głowę. Poczułam na sobie wzrok dziewczyny.
- Chyba? - spytała dla upewnienia się. Nadal przerzucała rzeczy.
- Ani ja, ani on nic z wczoraj nie pamiętamy ... - wymamrotałam pod nosem.
Dziewczyna w końcu wyciągnęła małe, czarne pudełeczko. Otworzyła je i wyjęła listek czerwonych tabletek. Wycisnęła sobie na rękę trzy i wyciągnęła dłoń w moją stronę.
- Weź, pomoże ci. - powiedziała zachęcająco i uśmiechnęła się.
- Co to? - spytałam niepewnie, jednak wzięłam pastylki do ręki.
- Nie pytaj ... Ale nie bój się, patrz ja też wezmę. - powiedziała wyciskając sobie dwie pozostałe na dłoń i połykając je. Zamknęłam oczy, niech się dzieje co chce. Szybkim ruchem przechyliłam dłoń wsypując sobie małe tableteczki prosto do gardła.
- Jak się nazywasz? - spytałam po chwili, kiedy płacz nagle sam przeszedł.
- Pixy Dust. O ciebie nie pytam, jesteś Murder Scene.
Pokiwałam głową na tak. W tym momencie zakręciło mi się w głowie i poczułam dziwną falę gorąca. Jeszcze przed chwilą kompletnie nie myślałam o bólu, który teraz nasilił się i rozwalał mi czaszkę. Mój oddech nieco przyspieszył, a oczy zaszły dziwną mgłą.
W towarzystwie bólu głowy osunęłam się jeszcze niżej. Nie zwracałam uwagi na to, co się dzieje wokół mnie skupiłam się tylko i wyłącznie na jednej myśli. Na wspomnieniu z rana, kiedy obudziłam się i było mi tak cholernie zimno. I teraz ten chłód wrócił i wróciła kołdra i zniknęły ubrania. I nagle znów byłam w pokoju Mikeya. I nagle kochałam się z nim do utraty sił. Czułam na sobie jego delikatny, ale silny dotyk i słyszałam jego oddech pomieszany z moimi jękami rozkoszy. Poddawałam się spazmom do reszty. I nagle wszystko zniknęło.
*****
Siedziałam ze szklanką wody w dłoni i patrzyłam jak Stevie chodzi w te i z powrotem po pokoju. Czułam się już trochę lepiej, ale do niej to chyba nie trafiało.
- Co to było i jak wyglądało? - spytała po raz kolejny.
- No takie podłużne czerwone kapsułki ... - moment w którym czarnowłosa wyjęła je z kupki wielu innych rzeczy był jednym z niewielu prześwitów, które w tej chwili nie przypominały zamglonych obrazków.
- Jezu, przecież mogłaś się zabić! Ile tego było?
- Nie wiem, nie pamiętam. - spuściłam głowę. Czułam się w tym momencie niesamowicie głupio, a wszystko dlatego, że Neon miała rację. Gdyby mnie tam nie znalazła, to nie wiadomo jakby się sprawy potoczyły.
- Jak to nie wiesz!? - krzyknęła patrząc mi prosto w oczy. Jej wzrok przeszywał mnie na wylot, okropne uczucie. Normalnie pewnie byłabym wściekła, bo nienawidzę jak ktoś na mnie krzyczy, jednak w tym wypadku nie miałam siły nawet żeby się gniewać.
- Trzy, może cztery ... - wydukałam nie patrząc na koleżankę.
- Porąbało cię kompletnie? Ty się naprawdę chciałaś zabić?
- Nie skąd ja tylko ...
- Alice, co się dzieje? - spytała, a jej ton nabrał zupełnie innej barwy niż wcześniej. Martwiła się, to wywołało jeszcze gorsze uczucie.
- Nie chcę o tym mówić ... - spojrzałam na nią. Poczucie winy zżerało mnie od środka sprawiając, że na samą myśl o opowiadaniu o sytuacji z rana robiło mi się niedobrze.
W tej chwili do pokoju weszła Eternity razem z Fun Ghoulem i Party. Za nimi weszła jeszcze jakaś dziewczyna w granatowych włosach.
- I jak się czuje? - spytał na wejściu Fun, po czym zauważył, że jestem już w pełni przytomna.
- Sam jej spytaj. - powiedziała Stevie, po czym usiadła na łóżku na przeciwko. Obok niej usiadł Party. Granatowowłosa oparła się o ścianę i patrzyła jak brunet siada obok mnie. Eternity znów gdzieś poszła.
- Lepiej? - ciszę przerwał Party. Pokiwałam głową na tak. Po cholerę oni się tak mną przejmują? Sama Stevie martwi się o mnie aż zanadto...
- Mikey powiedział nam co się stało. Ale dragi to nie jest chyba dobre wyjście. To w ogóle były dragi? - spytał Fun skubiąc coś przy rękawie bluzy.
- Alice twierdzi, że nic nie pamięta ... wiemy tylko tyle, że to były jakieś czerwone kapsułki. - wyjaśniła Neon.
- To może inaczej ... Kto ci to dał? - tego pytania się obawiałam. Nic nie pamiętałam. tego jak ta dziewczyna miała na imię, jak wyglądała ... Pamiętałam tylko, że miała czarne włosy. Nic więcej. Patrzyłam zmieszana na każdego po kolei i zastanawiałam się co odpowiedzieć.
- Naprawdę nic? - spytał Party.
- Nic a nic ... - odparłam i dopiero teraz zachciało mi się znów płakać, oni wszyscy się mną przejmowali, a ja nawet sama sobie nie potrafiłam pomóc. Znów zapadła ta dziwna cisza, która każdego z nas doprowadzała do szału, i każde z nas chciało ją przerwać, ale nie wiedziało jak.
- Miała czarne włosy. - wydusiłam w końcu. Oczy wszystkich były zwrócone na mnie.
- Jest jeszcze jakaś nadzieja ... Pamiętasz może jaką miała fryzurę? - dopytywała ta z granatowymi włosami. Pokręciłam głową. I wszyscy znów spuściliśmy wzrok. I nadzieja przepadła.
Drzwi od pokoju znów się otworzyły.
- No chodź, już się obudziła. - usłyszałam głos Eternity. - No chodź rzesz! Musisz z nią na ten temat pogadać! - weszła do pokoju ciągnąc blondyna za nadgarstek.
- No dobra, to my zostawimy was samych. - powiedziała Stevie i skinęła głową na resztę zebranych. Ja i Mikey zostaliśmy sami w pokoju. On usiadł na przeciwległym łóżku, a ja wyprostowałam się nieco.
- Więc ... - zaczęliśmy jednocześnie. W normalniej sytuacji roześmialibyśmy się, ale to nie była normalna sytuacja.
- Gadałem trochę z Amber ...
- Czekaj z kim? - przerwałam mu.
- Amber, albo Nancy Pansy to ta dziewczyna z granatowymi włosami. Ale wracając do tematu... Gadałem z nią trochę i poradziła mi coś, ale jest to tak cholernie durny pomysł, że chyba wybiorę własną opcję. - spojrzałam na niego wyczekująco. - Może najlepiej o wszystkim zapomnieć?
- Też o tym myślałam, znaczy przez ten czas kiedy ewentualnie nie byłam nieprzytomna, i doszłam do tego samego wniosku. - powiedziałam czując lekką ulgę.
- Czyli przyjaciele? - spytał.
- Przyjaciele.
- A tak poza tym, to jak się trzymasz? Słyszałem, że ostro odjechałaś ... to znaczy, że byłaś nie przytomna i w ogóle.
- Ostro odjechałam, to dobre określenie. Najgorsze jest to, że nic z tego nie pamiętam. - powiedziałam starając się rozluźnić, jednak w pokoju ciągle panowało niezręczne napięcie. Spojrzeliśmy na siebie i oboje się lekko uśmiechnęliśmy. Właściwie nie było o czym rozmawiać, wszystko co chcieliśmy powiedzieć zostało już powiedziane. Zostało nam tylko milczenie, które tak naprawdę wyrażało więcej niż tysiąc słów.
*****
- Witam, witam i o zdrowie pytam. Głównie tych, którzy muszą trzymać zimne okłady na głowach, bo wczorajsza impreza była nad wyraz udana. Dla większości przynajmniej. - dlaczego w tym momencie spojrzał na mnie? - Nie chcę wam zaniżać samooceny, ale pomimo fajnego klimatu nie daliście z siebie wszystkiego. Może za tydzień będzie lepiej ... Wracając do tematu przewodniego dzisiejszego apelu, chcemy wam przekazać kilka ważnych informacji. Chodzi nam głównie o nowe osoby, które jeszcze nie wiedzą o co dokładniej nam chodziło, kiedy zakładaliśmy akademię. Jednak o tym opowie wam mój dobry przyjaciel Ray. - Party oddał mikrofon Jet Starowi. Czyli Jet, to tak na prawdę Ray ...
- Witam wszystkich zebranych. Tym razem to ja mam ględzić na temat historii szkoły, ale ponieważ sam jestem na niezłym kacu postaram się to skrócić. Szkoła powstała, bo potrzebowaliśmy większej grupy ludzi, którzy pomogli by nam pokonać Better Living, właśnie po to tu jesteście. Będziemy was uczyć zaawansowanego posługiwania się bronią palną, będziemy walczyć wręcz, prowadzić wszelkie pojazdy i tym podobne. Podejrzewam, że niektórzy nowi myśleli, że będą jacyś nauczyciele, albo ktoś w tym stylu i się nie mylili. To my jesteśmy waszymi nauczycielami. Jednak nie profesorami, a może bardziej trenerami. Zajęcia zaczynają się o godzinie dwunastej i trwają do obiadu, macie dwugodzinną przerwę, a potem wracacie na salę treningową i ćwiczymy dalej. Macie szczęście, bo w środy, piątki, soboty i niedziele jest wolne. Informacje o tym z kim, gdzie i kiedy macie zajęcia znajdziecie przy wejściu do akademika. Tylko tyle chyba mam wam do powiedzenia. - zerknął w stronę Fun Ghoula, który jak się dowiedziałam miał na imię Frankie. Ten pokazał mu gest wskazujący palenie. - Aha i jeszcze jedno - palenie w akademiku zabronione! Jak chcecie, to wyjść na zewnątrz, albo choćby na balkon. - powiedział, po czym zszedł ze sceny i oddał mikrofon z powrotem w dłonie Gerarda.
- No dobra, to by było na tyle. Obiad jest za godzinę, więc mam pytanie, kto miał być dziś na kuchni? - ręce podniosły trzy dziewczyny. - No dobra, to się pospieszcie, bo macie nie całą godzinę. Aż się boję co wymyśliły tym razem. - powiedział do Franka, kiedy dziewczyny wybiegły z auli. A właściwie wyszły przez okno.
*****
Zajrzałam do kuchni, bo tym razem to Neon była jedną z kucharek, jak się okazało za karę. Nie chciała powiedzieć, co dokładnie przeskrobała, ale niezły miałam z niej ubaw, kiedy upierała się, że to nic poważnego. Poznałam jeszcze Teenage Poison, czyli Elizabeth, oraz Dark Sun. Sun ma na imię Kate i to z nią tak naprawdę gadałam więcej, niż z Teenage, ona do reszty była pochłonięta krojeniem warzyw na coś tam.
Ból głowy już całkiem minął. Na stołówce rozglądałam się za czarnowłosą, jednak żadna z dziewczyn nie przypominała mi osoby z moich rozmytych wspomnień.
Siadłam do jednego ze stołów, przy którym siedziała Eternity, Pansy i jak się dowiedziałam Adrenaline Sunshine.
- Mmmm, co to właściwie jest? - spytała Adrenaline grzebiąc widelcem w talerzu.
- Nie mam pojęcia i nie jestem pewna, czy chcę wiedzieć ... - stwierdziła Pansy patrząc na swoją porcję.
- Dobra, ale nie zmienia to faktu, że nie jest aż takie złe. - powiedziała Eternity. - Choć ja też wolałabym się nie dowiedzieć co tam wrzuciły.
Przyznam się, że ich nie słuchałam, patrzyłam na Mikeya, który też chyba nie słuchał tego, co Frank tak zawzięcie opowiadał. Gapił się na szklankę z kompotem robionym przez Stevie. Czy jego w ogóle obchodziło to, co zdarzyło się rano? W pewnym momencie podniósł wzrok znad szklanki i spojrzał na mnie. Niepewnie się uśmiechnął. Nie potrafiłam mu odpowiedzieć tym samym, za dużo sprzecznych myśli plątało mi się w głowie. Pewnie uważa, że jestem żałosna, ale cóż, przecież to prawda. Wróciłam do jedzenia makaronu z sosem o niezidentyfikowanej bliżej konsystencji, który przy bliższym poznaniu zyskiwał smakiem. Nie byłam głodna, ale dziewczyny opowiadały mi jak bardzo się chcą postarać, żeby im to wyszło. Nie chciałam im zrobić przykrości. Szybko opróżniłam talerz i wstałam od stołu. Byłam pierwsza w całej jadalni, ale nie miałam ochoty na nikogo czekać.
- Ja ... będę w pokoju. - powiedziałam powoli, po czym odwróciłam się i szybko wyszłam.
Kiedy znalazłam się za drzwiami jadalni poczułam pewnego rodzaju ulgę. Nareszcie byłam w pełni sama. Powoli skierowałam się w stronę schodów.
Gdy weszłam do pokoju rzuciłam się na dwuosobowe łóżko i zamknęłam oczy. Takie łóżka jak to są w naszym akademiku podobno rzadkością i powinnam się czuć zaszczycona, że mnie się takie trafiło. Zastanawiałam się czy to dobrze, że wyszłam stamtąd tak wcześnie. Podobał mi się ten moment w którym spojrzeliśmy na siebie jednocześnie, niestety nie odpowiedziałam mu uśmiechem na uśmiech.
- Alice, ty idiotko! Czemu też się nie uśmiechnęłaś? - powiedziałam z uśmiechem na głos. Czasem lubiłam mówić do siebie, szczególnie w chwilach, kiedy pomimo tylu ludzi wokoło mnie czułam się taka samotna.
- No właśnie, czemu się nie uśmiechnęłaś? - usłyszałam. Przestraszona zerwałam się do pozycji siedzącej.
- Mikey? Co ty tu robisz? - spytałam skonsternowana.
- Prawie że wybiegłaś z jadalni, chciałem sprawdzić czy wszystko okay. - odpowiedział kładąc się obok mnie na łóżku. Ja sama też wróciłam do pozycji leżącej. - Trafiło ci się dwuosobowe łóżko? Jak na nową to całkiem nieźle. - powiedział obracając się na bok, tak, że leżeliśmy twarzą w twarz.
- Ma się ten urok osobisty. - stwierdziłam z uśmiechem.
- To prawda, uroku osobistego masz aż zanadto. Podzielisz się?
- Ale jak?
- Zaraz ci pokażę ...
- Kacyk? - spytał rozbawiony, zupełnie jakby budzenie się w samej bieliźnie z praktycznie obcą dziewczyną było dla niego normą.
- Czy my ... ?
- Nie jestem tego do końca pewien, bo nic nie pamiętam. Wiem tylko tyle, że gdy skończyliśmy grać podeszłaś do nas i zaczęłaś pieprzyć coś o uwalnianiu jednorożców z niewoli. Byłaś nieźle nawalona. - stwierdził.
- Naprawdę było aż tak źle? - dopytywałam.
- Nie, źle zaczęło się robić w momencie w którym mnie też urwał się film.
Westchnęłam głęboko i pomimo bólu głowy stanęłam na równe nogi. Zimno mi było jak cholera, ale postarałam się to zignorować. Rozejrzałam się po pokoju i nareszcie znalazłam wśród ubrań spódniczkę i top w paski. Więcej rzeczy nie chciało mi się szukać, bo zajęło by to cały dzień. Pod bacznym okiem Kobry podeszłam do drzwi i obróciłam się napięcie w jego stronę.
- Mogę chociaż wiedzieć jakie jest twoje prawdziwe imię? - spytałam, czując, że jeszcze chwila i wybuchnę głośnym lamentem.
- Mikey. Mam na imię Mikey. - powiedział uśmiechając się.
To mi wystarczyło. Otworzyłam drzwi i wyszłam. Do moich oczu zaczęły napływać łzy, były mieszaniną szczęścia i smutku. Kopnęłam w kwiatka, który przewalił się na podłogę, a ziemia, która się z niego wysypała zabrudziła dywan. Stałam tam przez chwilę oparta o ścianę. Jedyne czego teraz potrzebowałam to samotność. Musiałam być kompletnie sama. Rozpaczliwie dławiąc w sobie płacz biegłam przed siebie błądząc między korytarzami, starałam się znaleźć ten pokój w którym Eternyty i Neon mnie malowały w końcu znalazłam. Kształt tej klamki, wzór na niej wyryty ... Pod wpływem dotyku nie mogłam poznać jaki ma kształt, teraz jednak nie czas się nad tym zastanawiać. Modliłam się w duchu, aby drzwi były otwarte. Zamknęłam oczy i położyłam dłoń na klamce, która delikatnie uległa naciskowi. Nie otwierając oczu wśliznęłam się do środka, cicho zamknęłam za sobą drzwi i pozwalając łzom swobodnie płynąć zsunęłam się po ścianie bezwładnie opadając na ziemię i poddając się swojej beznadziejności.
- Coś się stało? - usłyszałam nagle głos. Najpierw zdawało mi się, że słyszę go tylko w głowie, jednak po chwili zaczął brzmieć znajomo.
Powoli rozchyliłam powieki i spojrzałam w stronę z której dochodził.
W kącie pokoju siedziała czarnowłosa dziewczyna. Wyglądała jakby właśnie w jej pobliżu przeleciało tornado. Potargane włosy, rozdarta koszulka, pozaciągane rajstopy, rozmyty makijaż, podkrążone oczy ... Jednak widziałam w niej coś znajomego. I teraz już wiedziałam co. Trzymała w ręku czarny szkicownik.
- Znam cię. - stwierdziłam słabym głosem, dusząc w sobie płacz.
- Nie przypominam sobie ... - powiedziała cicho. - Już wiem. Kiedy cię znaleźliśmy ... To ja narysowałam tego twojego kogoś tam.
Pokiwałam głową na "tak". Starałam się oddychać spokojnie i miarowo, ale wspomnienie sprzed dwudziestu minut wracało do mnie za każdym razem coraz wyraźniej.
- Widzę, że coś się stało. - wychrypiała.
- Nic ... nic mi nie jest. - wydukałam.
- Nieprawda, a mnie nie oszukasz tak łatwo. Mam coś co ci na pewno pomoże. - powiedziała i rzuciła mi swoją torebkę, po czym sama podeszła do mnie na czworakach. Wzięła do ręki torebkę i wysypała jej zawartość na podłogę. - Opowiedz mi co się stało. - powiedziała grzebiąc ręką pomiędzy kupą różnych rzeczy.
- Chyba ... Chyba przespałam się z Kobrą. - powiedziałam ponuro i spuściłam głowę. Poczułam na sobie wzrok dziewczyny.
- Chyba? - spytała dla upewnienia się. Nadal przerzucała rzeczy.
- Ani ja, ani on nic z wczoraj nie pamiętamy ... - wymamrotałam pod nosem.
Dziewczyna w końcu wyciągnęła małe, czarne pudełeczko. Otworzyła je i wyjęła listek czerwonych tabletek. Wycisnęła sobie na rękę trzy i wyciągnęła dłoń w moją stronę.
- Weź, pomoże ci. - powiedziała zachęcająco i uśmiechnęła się.
- Co to? - spytałam niepewnie, jednak wzięłam pastylki do ręki.
- Nie pytaj ... Ale nie bój się, patrz ja też wezmę. - powiedziała wyciskając sobie dwie pozostałe na dłoń i połykając je. Zamknęłam oczy, niech się dzieje co chce. Szybkim ruchem przechyliłam dłoń wsypując sobie małe tableteczki prosto do gardła.
- Jak się nazywasz? - spytałam po chwili, kiedy płacz nagle sam przeszedł.
- Pixy Dust. O ciebie nie pytam, jesteś Murder Scene.
Pokiwałam głową na tak. W tym momencie zakręciło mi się w głowie i poczułam dziwną falę gorąca. Jeszcze przed chwilą kompletnie nie myślałam o bólu, który teraz nasilił się i rozwalał mi czaszkę. Mój oddech nieco przyspieszył, a oczy zaszły dziwną mgłą.
W towarzystwie bólu głowy osunęłam się jeszcze niżej. Nie zwracałam uwagi na to, co się dzieje wokół mnie skupiłam się tylko i wyłącznie na jednej myśli. Na wspomnieniu z rana, kiedy obudziłam się i było mi tak cholernie zimno. I teraz ten chłód wrócił i wróciła kołdra i zniknęły ubrania. I nagle znów byłam w pokoju Mikeya. I nagle kochałam się z nim do utraty sił. Czułam na sobie jego delikatny, ale silny dotyk i słyszałam jego oddech pomieszany z moimi jękami rozkoszy. Poddawałam się spazmom do reszty. I nagle wszystko zniknęło.
*****
Siedziałam ze szklanką wody w dłoni i patrzyłam jak Stevie chodzi w te i z powrotem po pokoju. Czułam się już trochę lepiej, ale do niej to chyba nie trafiało.
- Co to było i jak wyglądało? - spytała po raz kolejny.
- No takie podłużne czerwone kapsułki ... - moment w którym czarnowłosa wyjęła je z kupki wielu innych rzeczy był jednym z niewielu prześwitów, które w tej chwili nie przypominały zamglonych obrazków.
- Jezu, przecież mogłaś się zabić! Ile tego było?
- Nie wiem, nie pamiętam. - spuściłam głowę. Czułam się w tym momencie niesamowicie głupio, a wszystko dlatego, że Neon miała rację. Gdyby mnie tam nie znalazła, to nie wiadomo jakby się sprawy potoczyły.
- Jak to nie wiesz!? - krzyknęła patrząc mi prosto w oczy. Jej wzrok przeszywał mnie na wylot, okropne uczucie. Normalnie pewnie byłabym wściekła, bo nienawidzę jak ktoś na mnie krzyczy, jednak w tym wypadku nie miałam siły nawet żeby się gniewać.
- Trzy, może cztery ... - wydukałam nie patrząc na koleżankę.
- Porąbało cię kompletnie? Ty się naprawdę chciałaś zabić?
- Nie skąd ja tylko ...
- Alice, co się dzieje? - spytała, a jej ton nabrał zupełnie innej barwy niż wcześniej. Martwiła się, to wywołało jeszcze gorsze uczucie.
- Nie chcę o tym mówić ... - spojrzałam na nią. Poczucie winy zżerało mnie od środka sprawiając, że na samą myśl o opowiadaniu o sytuacji z rana robiło mi się niedobrze.
W tej chwili do pokoju weszła Eternity razem z Fun Ghoulem i Party. Za nimi weszła jeszcze jakaś dziewczyna w granatowych włosach.
- I jak się czuje? - spytał na wejściu Fun, po czym zauważył, że jestem już w pełni przytomna.
- Sam jej spytaj. - powiedziała Stevie, po czym usiadła na łóżku na przeciwko. Obok niej usiadł Party. Granatowowłosa oparła się o ścianę i patrzyła jak brunet siada obok mnie. Eternity znów gdzieś poszła.
- Lepiej? - ciszę przerwał Party. Pokiwałam głową na tak. Po cholerę oni się tak mną przejmują? Sama Stevie martwi się o mnie aż zanadto...
- Mikey powiedział nam co się stało. Ale dragi to nie jest chyba dobre wyjście. To w ogóle były dragi? - spytał Fun skubiąc coś przy rękawie bluzy.
- Alice twierdzi, że nic nie pamięta ... wiemy tylko tyle, że to były jakieś czerwone kapsułki. - wyjaśniła Neon.
- To może inaczej ... Kto ci to dał? - tego pytania się obawiałam. Nic nie pamiętałam. tego jak ta dziewczyna miała na imię, jak wyglądała ... Pamiętałam tylko, że miała czarne włosy. Nic więcej. Patrzyłam zmieszana na każdego po kolei i zastanawiałam się co odpowiedzieć.
- Naprawdę nic? - spytał Party.
- Nic a nic ... - odparłam i dopiero teraz zachciało mi się znów płakać, oni wszyscy się mną przejmowali, a ja nawet sama sobie nie potrafiłam pomóc. Znów zapadła ta dziwna cisza, która każdego z nas doprowadzała do szału, i każde z nas chciało ją przerwać, ale nie wiedziało jak.
- Miała czarne włosy. - wydusiłam w końcu. Oczy wszystkich były zwrócone na mnie.
- Jest jeszcze jakaś nadzieja ... Pamiętasz może jaką miała fryzurę? - dopytywała ta z granatowymi włosami. Pokręciłam głową. I wszyscy znów spuściliśmy wzrok. I nadzieja przepadła.
Drzwi od pokoju znów się otworzyły.
- No chodź, już się obudziła. - usłyszałam głos Eternity. - No chodź rzesz! Musisz z nią na ten temat pogadać! - weszła do pokoju ciągnąc blondyna za nadgarstek.
- No dobra, to my zostawimy was samych. - powiedziała Stevie i skinęła głową na resztę zebranych. Ja i Mikey zostaliśmy sami w pokoju. On usiadł na przeciwległym łóżku, a ja wyprostowałam się nieco.
- Więc ... - zaczęliśmy jednocześnie. W normalniej sytuacji roześmialibyśmy się, ale to nie była normalna sytuacja.
- Gadałem trochę z Amber ...
- Czekaj z kim? - przerwałam mu.
- Amber, albo Nancy Pansy to ta dziewczyna z granatowymi włosami. Ale wracając do tematu... Gadałem z nią trochę i poradziła mi coś, ale jest to tak cholernie durny pomysł, że chyba wybiorę własną opcję. - spojrzałam na niego wyczekująco. - Może najlepiej o wszystkim zapomnieć?
- Też o tym myślałam, znaczy przez ten czas kiedy ewentualnie nie byłam nieprzytomna, i doszłam do tego samego wniosku. - powiedziałam czując lekką ulgę.
- Czyli przyjaciele? - spytał.
- Przyjaciele.
- A tak poza tym, to jak się trzymasz? Słyszałem, że ostro odjechałaś ... to znaczy, że byłaś nie przytomna i w ogóle.
- Ostro odjechałam, to dobre określenie. Najgorsze jest to, że nic z tego nie pamiętam. - powiedziałam starając się rozluźnić, jednak w pokoju ciągle panowało niezręczne napięcie. Spojrzeliśmy na siebie i oboje się lekko uśmiechnęliśmy. Właściwie nie było o czym rozmawiać, wszystko co chcieliśmy powiedzieć zostało już powiedziane. Zostało nam tylko milczenie, które tak naprawdę wyrażało więcej niż tysiąc słów.
*****
- Witam, witam i o zdrowie pytam. Głównie tych, którzy muszą trzymać zimne okłady na głowach, bo wczorajsza impreza była nad wyraz udana. Dla większości przynajmniej. - dlaczego w tym momencie spojrzał na mnie? - Nie chcę wam zaniżać samooceny, ale pomimo fajnego klimatu nie daliście z siebie wszystkiego. Może za tydzień będzie lepiej ... Wracając do tematu przewodniego dzisiejszego apelu, chcemy wam przekazać kilka ważnych informacji. Chodzi nam głównie o nowe osoby, które jeszcze nie wiedzą o co dokładniej nam chodziło, kiedy zakładaliśmy akademię. Jednak o tym opowie wam mój dobry przyjaciel Ray. - Party oddał mikrofon Jet Starowi. Czyli Jet, to tak na prawdę Ray ...
- Witam wszystkich zebranych. Tym razem to ja mam ględzić na temat historii szkoły, ale ponieważ sam jestem na niezłym kacu postaram się to skrócić. Szkoła powstała, bo potrzebowaliśmy większej grupy ludzi, którzy pomogli by nam pokonać Better Living, właśnie po to tu jesteście. Będziemy was uczyć zaawansowanego posługiwania się bronią palną, będziemy walczyć wręcz, prowadzić wszelkie pojazdy i tym podobne. Podejrzewam, że niektórzy nowi myśleli, że będą jacyś nauczyciele, albo ktoś w tym stylu i się nie mylili. To my jesteśmy waszymi nauczycielami. Jednak nie profesorami, a może bardziej trenerami. Zajęcia zaczynają się o godzinie dwunastej i trwają do obiadu, macie dwugodzinną przerwę, a potem wracacie na salę treningową i ćwiczymy dalej. Macie szczęście, bo w środy, piątki, soboty i niedziele jest wolne. Informacje o tym z kim, gdzie i kiedy macie zajęcia znajdziecie przy wejściu do akademika. Tylko tyle chyba mam wam do powiedzenia. - zerknął w stronę Fun Ghoula, który jak się dowiedziałam miał na imię Frankie. Ten pokazał mu gest wskazujący palenie. - Aha i jeszcze jedno - palenie w akademiku zabronione! Jak chcecie, to wyjść na zewnątrz, albo choćby na balkon. - powiedział, po czym zszedł ze sceny i oddał mikrofon z powrotem w dłonie Gerarda.
- No dobra, to by było na tyle. Obiad jest za godzinę, więc mam pytanie, kto miał być dziś na kuchni? - ręce podniosły trzy dziewczyny. - No dobra, to się pospieszcie, bo macie nie całą godzinę. Aż się boję co wymyśliły tym razem. - powiedział do Franka, kiedy dziewczyny wybiegły z auli. A właściwie wyszły przez okno.
*****
Zajrzałam do kuchni, bo tym razem to Neon była jedną z kucharek, jak się okazało za karę. Nie chciała powiedzieć, co dokładnie przeskrobała, ale niezły miałam z niej ubaw, kiedy upierała się, że to nic poważnego. Poznałam jeszcze Teenage Poison, czyli Elizabeth, oraz Dark Sun. Sun ma na imię Kate i to z nią tak naprawdę gadałam więcej, niż z Teenage, ona do reszty była pochłonięta krojeniem warzyw na coś tam.
Ból głowy już całkiem minął. Na stołówce rozglądałam się za czarnowłosą, jednak żadna z dziewczyn nie przypominała mi osoby z moich rozmytych wspomnień.
Siadłam do jednego ze stołów, przy którym siedziała Eternity, Pansy i jak się dowiedziałam Adrenaline Sunshine.
- Mmmm, co to właściwie jest? - spytała Adrenaline grzebiąc widelcem w talerzu.
- Nie mam pojęcia i nie jestem pewna, czy chcę wiedzieć ... - stwierdziła Pansy patrząc na swoją porcję.
- Dobra, ale nie zmienia to faktu, że nie jest aż takie złe. - powiedziała Eternity. - Choć ja też wolałabym się nie dowiedzieć co tam wrzuciły.
Przyznam się, że ich nie słuchałam, patrzyłam na Mikeya, który też chyba nie słuchał tego, co Frank tak zawzięcie opowiadał. Gapił się na szklankę z kompotem robionym przez Stevie. Czy jego w ogóle obchodziło to, co zdarzyło się rano? W pewnym momencie podniósł wzrok znad szklanki i spojrzał na mnie. Niepewnie się uśmiechnął. Nie potrafiłam mu odpowiedzieć tym samym, za dużo sprzecznych myśli plątało mi się w głowie. Pewnie uważa, że jestem żałosna, ale cóż, przecież to prawda. Wróciłam do jedzenia makaronu z sosem o niezidentyfikowanej bliżej konsystencji, który przy bliższym poznaniu zyskiwał smakiem. Nie byłam głodna, ale dziewczyny opowiadały mi jak bardzo się chcą postarać, żeby im to wyszło. Nie chciałam im zrobić przykrości. Szybko opróżniłam talerz i wstałam od stołu. Byłam pierwsza w całej jadalni, ale nie miałam ochoty na nikogo czekać.
- Ja ... będę w pokoju. - powiedziałam powoli, po czym odwróciłam się i szybko wyszłam.
Kiedy znalazłam się za drzwiami jadalni poczułam pewnego rodzaju ulgę. Nareszcie byłam w pełni sama. Powoli skierowałam się w stronę schodów.
Gdy weszłam do pokoju rzuciłam się na dwuosobowe łóżko i zamknęłam oczy. Takie łóżka jak to są w naszym akademiku podobno rzadkością i powinnam się czuć zaszczycona, że mnie się takie trafiło. Zastanawiałam się czy to dobrze, że wyszłam stamtąd tak wcześnie. Podobał mi się ten moment w którym spojrzeliśmy na siebie jednocześnie, niestety nie odpowiedziałam mu uśmiechem na uśmiech.
- Alice, ty idiotko! Czemu też się nie uśmiechnęłaś? - powiedziałam z uśmiechem na głos. Czasem lubiłam mówić do siebie, szczególnie w chwilach, kiedy pomimo tylu ludzi wokoło mnie czułam się taka samotna.
- No właśnie, czemu się nie uśmiechnęłaś? - usłyszałam. Przestraszona zerwałam się do pozycji siedzącej.
- Mikey? Co ty tu robisz? - spytałam skonsternowana.
- Prawie że wybiegłaś z jadalni, chciałem sprawdzić czy wszystko okay. - odpowiedział kładąc się obok mnie na łóżku. Ja sama też wróciłam do pozycji leżącej. - Trafiło ci się dwuosobowe łóżko? Jak na nową to całkiem nieźle. - powiedział obracając się na bok, tak, że leżeliśmy twarzą w twarz.
- Ma się ten urok osobisty. - stwierdziłam z uśmiechem.
- To prawda, uroku osobistego masz aż zanadto. Podzielisz się?
- Ale jak?
- Zaraz ci pokażę ...