SlideShow

10

002. And now these red ones make me fly ...

Obudził mnie silny, pulsujący ból głowy, który jak się potem przekonałam, był dopiero początkiem. Po kilku minutach poczułam, że jest mi okropnie zimno, zupełnie jakby z całego mojego ciała wyssano krew i zastąpiono ją wodą mineralną z lodówki. Powoli uniosłam rękę i położyłam sobie na czole, ten ruch spowodował, że przypomniałam sobie jak się oddycha. Tego żałowałam najbardziej. Smród papierosów, alkoholu i potu zaczął drażnić moje wrażliwe nozdrza. Zmusiłam się, aby otworzyć oczy. Za oknami było pochmurno, jednak wcale nie tak wcześnie. Najgorsze było to wrażenie, że to nie jest nasz pokój. niby w 217 zbyt wiele czasu nie spędziłam, ale poznam wszędzie to graffiti na ścianie, którego w tym wypadku nigdzie nie zauważyłam. Źródło zimna odkryłam natychmiast. Spałam w samej bieliźnie. Odwróciłam się na drugi bok i mój nos zderzył się z czyjąś twarzą. Przerażona odsunęłam głowę nieco do tyłu i szybko rozpoznałam te rysy, usta, nos ... Obok mnie leżał Kobra Kid i szczerzył się do mnie jak wariat. Był bez koszulki. Z jednej strony to było jednym z moich marzeń, z drugiej jednak jakoś nie cieszyło mnie to, że leżę z nim w jednym łóżku bez ubrania i nic a nic nie pamiętam. Złapałam się za głowę po raz drugi. Mózg pulsował mi w rytm serca.
- Kacyk? - spytał rozbawiony, zupełnie jakby budzenie się w samej bieliźnie z praktycznie obcą dziewczyną było dla niego normą.
- Czy my ... ?
- Nie jestem tego do końca pewien, bo nic nie pamiętam. Wiem tylko tyle, że gdy skończyliśmy grać podeszłaś do nas i zaczęłaś pieprzyć coś o uwalnianiu jednorożców z niewoli. Byłaś nieźle nawalona. - stwierdził.
- Naprawdę było aż tak źle? - dopytywałam.
- Nie, źle zaczęło się robić w momencie w którym mnie też urwał się film.
Westchnęłam głęboko i pomimo bólu głowy stanęłam na równe nogi. Zimno mi było jak cholera, ale postarałam się to zignorować. Rozejrzałam się po pokoju i nareszcie znalazłam wśród ubrań spódniczkę i top w paski. Więcej rzeczy nie chciało mi się szukać, bo zajęło by to cały dzień. Pod bacznym okiem Kobry podeszłam do drzwi i obróciłam się napięcie w jego stronę.
- Mogę chociaż wiedzieć jakie jest twoje prawdziwe imię? - spytałam, czując, że jeszcze chwila i wybuchnę głośnym lamentem.
- Mikey. Mam na imię Mikey. - powiedział uśmiechając się.
To mi wystarczyło. Otworzyłam drzwi i wyszłam. Do moich oczu zaczęły napływać łzy, były mieszaniną szczęścia i smutku. Kopnęłam w kwiatka, który przewalił się na podłogę, a ziemia, która się z niego wysypała zabrudziła dywan. Stałam tam przez chwilę oparta o ścianę. Jedyne czego teraz potrzebowałam to samotność. Musiałam być kompletnie sama. Rozpaczliwie dławiąc w sobie płacz biegłam przed siebie błądząc między korytarzami, starałam się znaleźć ten pokój w którym Eternyty i Neon mnie malowały w końcu znalazłam. Kształt tej klamki, wzór na niej wyryty ... Pod wpływem dotyku nie mogłam poznać jaki ma kształt, teraz jednak nie czas się nad tym zastanawiać. Modliłam się w duchu, aby drzwi były otwarte. Zamknęłam oczy i położyłam dłoń na klamce, która delikatnie uległa naciskowi. Nie otwierając oczu wśliznęłam się do środka, cicho zamknęłam za sobą drzwi i pozwalając łzom swobodnie płynąć zsunęłam się po ścianie bezwładnie opadając na ziemię i poddając się swojej beznadziejności.
- Coś się stało? - usłyszałam nagle głos. Najpierw zdawało mi się, że słyszę go tylko w głowie, jednak po chwili zaczął brzmieć znajomo.
Powoli rozchyliłam powieki i spojrzałam w stronę z której dochodził.
W kącie pokoju siedziała czarnowłosa dziewczyna. Wyglądała jakby właśnie w jej pobliżu przeleciało tornado. Potargane włosy, rozdarta koszulka, pozaciągane rajstopy, rozmyty makijaż, podkrążone oczy ... Jednak widziałam w niej coś znajomego. I teraz już wiedziałam co. Trzymała w ręku czarny szkicownik.
- Znam cię. - stwierdziłam słabym głosem, dusząc w sobie płacz.
- Nie przypominam sobie ... - powiedziała cicho. - Już wiem. Kiedy cię znaleźliśmy ... To ja narysowałam tego twojego kogoś tam.
Pokiwałam głową na "tak". Starałam się oddychać spokojnie i miarowo, ale wspomnienie sprzed dwudziestu minut wracało do mnie za każdym razem coraz wyraźniej.
- Widzę, że coś się stało. - wychrypiała.
- Nic ... nic mi nie jest. - wydukałam.
- Nieprawda, a mnie nie oszukasz tak łatwo. Mam coś co ci na pewno pomoże. - powiedziała i rzuciła mi swoją torebkę, po czym sama podeszła do mnie na czworakach. Wzięła do ręki torebkę i wysypała jej zawartość na podłogę. - Opowiedz mi co się stało. - powiedziała grzebiąc ręką pomiędzy kupą różnych rzeczy.
- Chyba ... Chyba przespałam się z Kobrą. - powiedziałam ponuro i spuściłam głowę. Poczułam na sobie wzrok dziewczyny.
- Chyba? - spytała dla upewnienia się. Nadal przerzucała rzeczy.
- Ani ja, ani on nic z wczoraj nie pamiętamy ... - wymamrotałam pod nosem.
Dziewczyna w końcu wyciągnęła małe, czarne pudełeczko. Otworzyła je i wyjęła listek czerwonych tabletek. Wycisnęła sobie na rękę trzy i wyciągnęła dłoń w moją stronę.
- Weź, pomoże ci. - powiedziała zachęcająco i uśmiechnęła się.
- Co to? - spytałam niepewnie, jednak wzięłam pastylki do ręki.
- Nie pytaj ... Ale nie bój się, patrz ja też wezmę. - powiedziała wyciskając sobie dwie pozostałe na dłoń i połykając je. Zamknęłam oczy, niech się dzieje co chce. Szybkim ruchem przechyliłam dłoń wsypując sobie małe tableteczki prosto do gardła.
- Jak się nazywasz? - spytałam po chwili, kiedy płacz nagle sam przeszedł.
-  Pixy Dust. O ciebie nie pytam, jesteś Murder Scene.
Pokiwałam głową na tak. W tym momencie zakręciło mi się w głowie i poczułam dziwną falę gorąca. Jeszcze przed chwilą kompletnie nie myślałam o bólu, który teraz nasilił się i rozwalał mi czaszkę. Mój oddech nieco przyspieszył, a oczy zaszły dziwną mgłą.
W towarzystwie bólu głowy osunęłam się jeszcze niżej. Nie zwracałam uwagi na to, co się dzieje wokół mnie skupiłam się tylko i wyłącznie na jednej myśli. Na wspomnieniu z rana, kiedy obudziłam się i było mi tak cholernie zimno. I teraz ten chłód wrócił i wróciła kołdra i zniknęły ubrania. I nagle znów byłam w pokoju Mikeya. I nagle kochałam się z nim do utraty sił. Czułam na sobie jego delikatny, ale silny dotyk i słyszałam jego oddech pomieszany z moimi jękami rozkoszy. Poddawałam się spazmom do reszty. I nagle wszystko zniknęło.
*****
Siedziałam ze szklanką wody w dłoni i patrzyłam jak Stevie chodzi w te i z powrotem po pokoju. Czułam się już trochę lepiej, ale do niej to chyba nie trafiało.
- Co to było i jak wyglądało? - spytała po raz kolejny.
- No takie podłużne czerwone kapsułki ... - moment w którym czarnowłosa wyjęła je z kupki wielu innych rzeczy był jednym z niewielu prześwitów, które w tej chwili nie przypominały zamglonych obrazków.
- Jezu, przecież mogłaś się zabić! Ile tego było?
- Nie wiem, nie pamiętam. - spuściłam głowę. Czułam się w tym momencie niesamowicie głupio, a wszystko dlatego, że Neon miała rację. Gdyby mnie tam nie znalazła, to nie wiadomo jakby się sprawy potoczyły.
- Jak to nie wiesz!? - krzyknęła patrząc mi prosto w oczy. Jej wzrok przeszywał mnie na wylot, okropne uczucie. Normalnie pewnie byłabym wściekła, bo nienawidzę jak ktoś na mnie krzyczy, jednak w tym wypadku nie miałam siły nawet żeby się gniewać.
- Trzy, może cztery ... - wydukałam nie patrząc na koleżankę.
- Porąbało cię kompletnie? Ty się naprawdę chciałaś zabić?
- Nie skąd ja tylko ...
- Alice, co się dzieje? - spytała, a jej ton nabrał zupełnie innej barwy niż wcześniej. Martwiła się, to wywołało jeszcze gorsze uczucie.
- Nie chcę o tym mówić ... - spojrzałam na nią. Poczucie winy zżerało mnie od środka sprawiając, że na samą myśl o opowiadaniu o sytuacji z rana robiło mi się niedobrze.
W tej chwili do pokoju weszła Eternity razem z Fun Ghoulem i Party. Za nimi weszła jeszcze jakaś dziewczyna w granatowych włosach.
- I jak się czuje? - spytał na wejściu Fun, po czym zauważył, że jestem już w pełni przytomna.
- Sam jej spytaj. - powiedziała Stevie, po czym usiadła na łóżku na przeciwko. Obok niej usiadł Party. Granatowowłosa oparła się o ścianę i patrzyła jak brunet siada obok mnie. Eternity znów gdzieś poszła.
- Lepiej? - ciszę przerwał Party. Pokiwałam głową na tak. Po cholerę oni się tak mną przejmują? Sama Stevie martwi się o mnie aż zanadto...
- Mikey powiedział nam co się stało. Ale dragi to nie jest chyba dobre wyjście. To w ogóle były dragi? - spytał Fun skubiąc coś przy rękawie bluzy.
- Alice twierdzi, że nic nie pamięta ... wiemy tylko tyle, że to były jakieś czerwone kapsułki. - wyjaśniła Neon.
- To może inaczej ... Kto ci to dał? - tego pytania się obawiałam. Nic nie pamiętałam. tego jak ta dziewczyna miała na imię, jak wyglądała ... Pamiętałam tylko, że miała czarne włosy. Nic więcej. Patrzyłam zmieszana na każdego po kolei i zastanawiałam się co odpowiedzieć.
- Naprawdę nic? - spytał Party.
- Nic a nic ... - odparłam i dopiero teraz zachciało mi się znów płakać, oni wszyscy się mną przejmowali, a ja nawet sama sobie nie potrafiłam pomóc. Znów zapadła ta dziwna cisza, która każdego z nas doprowadzała do szału, i każde z nas chciało ją przerwać, ale nie wiedziało jak.
- Miała czarne włosy. - wydusiłam w końcu. Oczy wszystkich były zwrócone na mnie.
- Jest jeszcze jakaś nadzieja ... Pamiętasz może jaką miała fryzurę? - dopytywała ta z granatowymi włosami. Pokręciłam głową. I wszyscy znów spuściliśmy wzrok. I nadzieja przepadła.
Drzwi od pokoju znów się otworzyły.
- No chodź, już się obudziła. - usłyszałam głos Eternity. - No chodź rzesz! Musisz z nią na ten temat pogadać! - weszła do pokoju ciągnąc blondyna za nadgarstek.
- No dobra, to my zostawimy was samych. - powiedziała Stevie i skinęła głową na resztę zebranych. Ja i Mikey zostaliśmy sami w pokoju. On usiadł na przeciwległym łóżku, a ja wyprostowałam się nieco.
- Więc ... - zaczęliśmy jednocześnie. W normalniej sytuacji roześmialibyśmy się, ale to nie była normalna sytuacja.
- Gadałem trochę z Amber ...
- Czekaj z kim? - przerwałam mu.
- Amber, albo Nancy Pansy to ta dziewczyna z granatowymi włosami. Ale wracając do tematu... Gadałem z nią trochę i poradziła mi coś, ale jest to tak cholernie durny pomysł, że chyba wybiorę własną opcję. - spojrzałam na niego wyczekująco. - Może najlepiej o wszystkim zapomnieć?
- Też o tym myślałam, znaczy przez ten czas kiedy ewentualnie nie byłam nieprzytomna, i doszłam do tego samego wniosku. - powiedziałam czując lekką ulgę.
- Czyli przyjaciele? - spytał.
- Przyjaciele.
- A tak poza tym, to jak się trzymasz? Słyszałem, że ostro odjechałaś ... to znaczy, że byłaś nie przytomna i w ogóle.
- Ostro odjechałam, to dobre określenie. Najgorsze jest to, że nic z tego nie pamiętam. - powiedziałam starając się rozluźnić, jednak w pokoju ciągle panowało niezręczne napięcie. Spojrzeliśmy na siebie i oboje się lekko uśmiechnęliśmy. Właściwie nie było o czym rozmawiać, wszystko co chcieliśmy powiedzieć zostało już powiedziane. Zostało nam tylko milczenie, które tak naprawdę wyrażało więcej niż tysiąc słów.
*****
- Witam, witam i o zdrowie pytam. Głównie tych, którzy muszą trzymać zimne okłady na głowach, bo wczorajsza impreza była nad wyraz udana. Dla większości przynajmniej. - dlaczego w tym momencie spojrzał na mnie? - Nie chcę wam zaniżać samooceny, ale pomimo fajnego klimatu nie daliście z siebie wszystkiego. Może za tydzień będzie lepiej ... Wracając do tematu przewodniego dzisiejszego apelu, chcemy wam przekazać kilka ważnych informacji. Chodzi nam głównie o nowe osoby, które jeszcze nie wiedzą o co dokładniej nam chodziło, kiedy zakładaliśmy akademię. Jednak o tym opowie wam mój dobry przyjaciel Ray. - Party oddał mikrofon Jet Starowi. Czyli Jet, to tak na prawdę Ray ...
- Witam wszystkich zebranych. Tym razem to ja mam ględzić na temat historii szkoły, ale ponieważ sam jestem na niezłym kacu postaram się to skrócić. Szkoła powstała, bo potrzebowaliśmy większej grupy ludzi, którzy pomogli by nam pokonać Better Living, właśnie po to tu jesteście. Będziemy was uczyć zaawansowanego posługiwania się bronią palną, będziemy walczyć wręcz, prowadzić wszelkie pojazdy i tym podobne. Podejrzewam, że niektórzy nowi myśleli, że będą jacyś nauczyciele, albo ktoś w tym stylu i się nie mylili. To my jesteśmy waszymi nauczycielami. Jednak nie profesorami, a może bardziej trenerami. Zajęcia zaczynają się o godzinie dwunastej i trwają do obiadu, macie dwugodzinną przerwę, a potem wracacie na salę treningową i ćwiczymy dalej. Macie szczęście, bo w środy, piątki, soboty i niedziele jest wolne. Informacje o tym z kim, gdzie i kiedy macie zajęcia znajdziecie przy wejściu do akademika. Tylko tyle chyba mam wam do powiedzenia. - zerknął w stronę Fun Ghoula, który jak się dowiedziałam miał na imię Frankie. Ten pokazał mu gest wskazujący palenie. - Aha i jeszcze jedno - palenie w akademiku zabronione! Jak chcecie, to wyjść na zewnątrz, albo choćby na balkon. - powiedział, po czym zszedł ze sceny i oddał mikrofon z powrotem w dłonie Gerarda.
- No dobra, to by było na tyle. Obiad jest za godzinę, więc mam pytanie, kto miał być dziś na kuchni? - ręce podniosły trzy dziewczyny. - No dobra, to się pospieszcie, bo macie nie całą godzinę. Aż się boję co wymyśliły tym razem. - powiedział do Franka, kiedy dziewczyny wybiegły z auli. A właściwie wyszły przez okno.
*****
Zajrzałam do kuchni, bo tym razem to Neon była jedną z kucharek, jak się okazało za karę. Nie chciała powiedzieć, co dokładnie przeskrobała, ale niezły miałam z niej ubaw, kiedy upierała się, że to nic poważnego. Poznałam jeszcze Teenage Poison, czyli Elizabeth, oraz Dark Sun. Sun ma na imię Kate i to z nią tak naprawdę gadałam więcej, niż z Teenage, ona do reszty była pochłonięta krojeniem warzyw na coś tam.
Ból głowy już całkiem minął. Na stołówce rozglądałam się za czarnowłosą, jednak żadna z dziewczyn nie przypominała mi osoby z moich rozmytych wspomnień.
Siadłam do jednego ze stołów, przy którym siedziała Eternity, Pansy i jak się dowiedziałam Adrenaline Sunshine.
- Mmmm, co to właściwie jest? - spytała Adrenaline grzebiąc widelcem w talerzu.
- Nie mam pojęcia i nie jestem pewna, czy chcę wiedzieć ... - stwierdziła Pansy patrząc na swoją porcję.
- Dobra, ale nie zmienia to faktu, że nie jest aż takie złe. - powiedziała Eternity. - Choć ja też wolałabym się nie dowiedzieć co tam wrzuciły.
Przyznam się, że ich nie słuchałam, patrzyłam na Mikeya, który też chyba nie słuchał tego, co Frank tak zawzięcie opowiadał. Gapił się na szklankę z kompotem robionym przez Stevie. Czy jego w ogóle obchodziło to, co zdarzyło się rano? W pewnym momencie podniósł wzrok znad szklanki i spojrzał na mnie. Niepewnie się uśmiechnął. Nie potrafiłam mu odpowiedzieć tym samym, za dużo sprzecznych myśli plątało mi się w głowie. Pewnie uważa, że jestem żałosna, ale cóż, przecież to prawda. Wróciłam do jedzenia makaronu z sosem o niezidentyfikowanej bliżej konsystencji, który przy bliższym poznaniu zyskiwał smakiem. Nie byłam głodna, ale dziewczyny opowiadały mi jak bardzo się chcą postarać, żeby im to wyszło. Nie chciałam im zrobić przykrości. Szybko opróżniłam talerz i wstałam od stołu. Byłam pierwsza w całej jadalni, ale nie miałam ochoty na nikogo czekać.
- Ja ... będę w pokoju. - powiedziałam powoli, po czym odwróciłam się i szybko wyszłam.
Kiedy znalazłam się za drzwiami jadalni poczułam pewnego rodzaju ulgę. Nareszcie byłam w pełni sama. Powoli skierowałam się w stronę schodów.
Gdy weszłam do pokoju rzuciłam się na dwuosobowe łóżko i zamknęłam oczy. Takie łóżka jak to są w naszym akademiku podobno rzadkością i powinnam się czuć zaszczycona, że mnie się takie trafiło. Zastanawiałam się czy to dobrze, że wyszłam stamtąd tak wcześnie. Podobał mi się ten moment w którym spojrzeliśmy na siebie jednocześnie, niestety nie odpowiedziałam mu uśmiechem na uśmiech.
- Alice, ty idiotko! Czemu też się nie uśmiechnęłaś? - powiedziałam z uśmiechem na głos. Czasem lubiłam mówić do siebie, szczególnie w chwilach, kiedy pomimo tylu ludzi wokoło mnie czułam się taka samotna.
- No właśnie, czemu się nie uśmiechnęłaś? - usłyszałam. Przestraszona zerwałam się do pozycji siedzącej.
- Mikey? Co ty tu robisz? - spytałam skonsternowana.
- Prawie że wybiegłaś z jadalni, chciałem sprawdzić czy wszystko okay. - odpowiedział kładąc się obok mnie na łóżku. Ja sama też wróciłam do pozycji leżącej. - Trafiło ci się dwuosobowe łóżko? Jak na nową to całkiem nieźle. - powiedział obracając się na bok, tak, że leżeliśmy twarzą w twarz.
- Ma się ten urok osobisty. - stwierdziłam z uśmiechem.
- To prawda, uroku osobistego masz aż zanadto. Podzielisz się?
- Ale jak?
- Zaraz ci pokażę ...
8

001. Come on, come on and fuck this whole wide world

- Błagam, chłopaki weźmy ją do akademii! - powiedział ten ucieszony, dziewczęcy głos.
- Nie wiemy nawet kim jest, nie możemy jej tak po prostu ufać. - następny dziewczęcy, tym razem jakby niezadowolony.
- Dziewczyny, spokojnie! Podejmijmy decyzję razem. - tym razem męski, dość niski, ale jakby czymś rozbawiony.
Od kilku minut przysłuchiwałam się rozmowie na temat tego, czy zabrać mnie do jakiejś akademii, czy nie.
- Nie wygląda na killjoysa ... Poczekajmy, aż się obudzi. - na słowo killjoy natychmiastowo poderwałam się do pozycji siedzącej. Poczułam na sobie wyczekujące wzroki równo czterech osób. Jedna z nich chyba nie wytrzymała, bo prawie w podskokach podbiegła do tego cholernie niewygodnego łóżka na którym się znajdowałam.
- Heeeeej! Jestem Eternity Dreamer, a ty jak się nazywasz? - spytała uradowana. Miała nadmiernie radosny głos. Przecież żaden człowiek nie powinien brzmieć na tak szczęśliwego.
- Alice ... Jestem Alice. - mruknęłam po czym z powrotem opadłam na materac. Musiałam otworzyć oczy, chęć zobaczenia jak wygląda posiadaczka tego tęczowego głosiku była ode mnie silniejsza. Powoli rozchyliłam powieki i zwróciłam swój wzrok na dziewczynę. Ubiorem przypominała rebelianta. I to bardzo ...
- Głuptasie, nie pytam o to jak cię nazwali rodzice, tylko o to jak ty sama siebie nazwałaś.
- Daj jej spokój. - powiedział jeden z chłopaków. Spojrzałam na niego i zamarłam. Nie potrafiłam wydusić ani słowa. Kobra Kid. Chłopak moich marzeń, człowiek, którego głos przyprawia o ciarki ... Siedziałam z nim w jednym pokoju! Moje serce waliło jak oszalałe, myślałam, że zemdleję po raz kolejny.
- To powiesz nam jak się nazywasz, czy będziesz sie tak na niego gapić w nieskończoność. - spytała Eternity z pewnym wyrzutem.
- Murder Scene ... jeśli o to wam chodzi. - powiedziałam, kiedy moje oczy zażądały zamrugania. Z powrotem usiadłam i przeciągnęłam się jak kot. - Gdzie ja w ogóle jestem? - spytałam rozglądając się po pomieszczeniu.
- W naszej kryjówce. - powiedział Kobra.
"Dziewczyno! Opanuj się, to tylko Kobra Kid, nic nadzwyczajnego! Dobra, jest nadzwyczajny, ale chyba nie chcesz wyjść na fan-girlsa!" - ten cholerny głosik w mojej głowie próbował mnie uspokoić i nawet mu to wychodziło.
- To jak, bierzemy ją do akademii? - spytała inna dziewczyna. Ta z kolei była nadmiernie opanowana, jakby wręcz wyprana z emocji. - Tak na marginesie, jestem Bunny. - powiedziała nieco nieśmiało. Siedziała na stole, zaraz obok niej siedziała jeszcze jedna dziewczyna, która zawzięcie coś rysowała. Kobra siedział na krześle, a o jego nogi oparta była gitara basowa.
- Fender Highway. Jedynka. - szepnęłam, a w moich oczach pojawiły się gwiazdki. Fender był moim największym marzeniem odkąd tylko pamiętam.
- Niech wam będzie, pojedzie z nami. - powiedział patrząc kolejno na każdą z dziewczyn po czym wstał i wyszedł z pokoju.
- A więc Murder Scene? - spytała Bunny. Pokiwałam głową na tak. - Znaleźliśmy cię nieprzytomną przed jakimś płonącym domem na przedmieściach co więcej jakiś chłopak do ciebie celował z ray-guna. - spojrzałam na nią pytająco. Przecież to nie mógł być ... - Musieliśmy go zastrzelić. - dodała po chwili. Łzy napłynęły mi do oczu.
- To był dla ciebie ktoś ważny? - spytała Eternity widząc moją reakcję. Natychmiastowo zmienił się jej wyraz twarzy.
- To był mój brat! - prawie krzyknęłam.
Bunny zasłoniła usta ręką, a ta rysująca podniosła wzrok znad kartki i zeskoczyła ze stołu.
- Czy to on? - spytała pokazując mi swój rysunek. - Pytam się, czy to on?
- Tak, tak, to jest mój brat. To był mój brat! - wrzasnęłam wyrywając dziewczynie szkicownik i rzucając nim o ziemię. - Teraz nie żyje, nie żyje przez was! - wstałam i wybiegłam z pomieszczenia.
Łzy wściekłości płynęły po moich policzkach. W korytarzu zderzyłam się z kimś, kto natychmiastowo mnie przytulił. Powoli spojrzałam w górę, aby zobaczyć kto przyniósł tu ze sobą ten wspaniały zapach kawy. Rozmyty obraz ukazywał chłopaka nieco wyższego od mnie, miał ostro czerwone włosy i bladą cerę.
- Party Poison. - szepnęłam i osunęłam się na ziemię.
Nie byłam nie przytomna, może trochę otumaniona. Pamiętam tylko jak Party przeniósł mnie z powrotem na ten niewygodny tapczan.
- Co się stało? - usłyszałam głos Kobry.
- Ten chłopak ... to był jej brat. - powiedziała smutno Eternity.
- No witam was kociaki, ile jeszcze mam czekać? - do pokoju weszła platynowa blondyna ubrana we wszystkie odcienie fioletu. - Hej, co macie takie miny?
- Neon, to nie jest dobry moment ... - zaczęła Bunny.
- Coś się stało? - blondyna nazwana "Neon" spoważniała.
- Tamten chłopak ... - zaczął tłumaczyć Kobra, jednak mu przerwałam.
- To był mój brat, miał na imię Rich i był jedyną osobą z mojej rodziny, która mi została. - powiedziałam z wyrzutem.
- Posłuchaj mnie, wiem co czujesz, te cholerne Draculoidy zajebały mi całą rodzinę, ale ja jeszcze żyję. I zemszczę się. Obiecałam im. - powiedziała niebieskowłosa.
- Mnie Draki zabiły siostrę. Nie wybaczę im tego do końca życia, ale jak na razie trzeba iść przed siebie.
- Show must go on. - powiedziała cicho dziewczyna ze szkicownikiem.
Przez chwilę nawet zapomniałam, że moje łzy ciągle spływają po policzkach. Pustka w sercu była jedynym uczuciem, które w tej chwili byłam w stanie opisać. Z jednej strony uratowali mi życie ... z drugiej zrobili to kosztem mojego kochanego brata.
- Mogę spytać kto z was oddał ostatni strzał? - spojrzałam na nich wyczekująco.
W pomieszczeniu zapadła niezręczna cisza, każde z nas bezczynnie gapiło się w podłogę.
- To ja strzelałem. - tego obawiałam się najbardziej.
Kobra Kid zabił mojego braciszka ...
- Możemy skończyć? Nienawidzę takiej atmosfery. - powiedziała ze spuszczoną głową blondyna. - Tak w ogóle, to jeszcze nie miałam okazji się przedstawić. Neon Muffin, ale mów mi Stevie. - powiedziała wyciągając do mnie rękę.
- Alice, ale mów mi Murder Scene. - odparłam niechętnie. Od kilku chwil miałam jakiś dziwny uraz do słowa "Murder"
- Jedźmy już. - powiedział Party starając się rozluźnić atmosferę.
- Dobra, ale ja prowadzę. - powiedziała Neon.
- Pod warunkiem, że nas nie zabijesz. - stwierdziła Bunny, ale chwilę potem zauważyła, że to stwierdzenie było nie na miejscu.
*****
Ponieważ nie mogliśmy się wszyscy zmieścić do pięcioosobowego wozu musiałam jechać razem z Kobrą jego skuterem. Użyczył mi swojego słynnego kasku z napisem "Good luck"
W końcu, po niemalże godzinie jazdy dotarliśmy do wysokiego, ceglanego budynku w którym wszystkie okna były oświetlone.
- Witaj w Akademii Walki z Better Living Industries dla Przyszłych Killjoysów! W skrócie AWBLIPK. - powiedziała Eternity rozkładając ręce i kręcąc się w kółko jak hipis.
- Caroline uspokój siebie i swoje adhd chociaż na chwilę. - powiedziała błagalnym tonem Bunny wysiadając z samochodu.
Nagle drzwi frontowe otworzyły się i stanęła w nich postać chłopaka. Na oko był w moim wieku. Ubrany w skórę i ciemne rurki. W tym czasie już wszyscy zdążyli opuścić auto.
- Amber, wrócili! - krzyknął chłopak za siebie i poszedł gdzieś. Na jego miejsce weszła granatowo-włosa dziewczyna w koszulce Misfits.
Poczułam się jakoś dziwnie, wszyscy byli poubierani kolorowo, mieli wielobarwne, farbowane włosy i ten niepowtarzalny styl. A ja? Stare martensy gladiatory, czarne rurki, koszulka z napisem "Do or die" i srebrny zegarek po mamie na łańcuszku. Włosy miałam naturalnie kasztanowe zapuszczane od dwóch lat, sięgały pasa.
Moje bębenki uszne zostały silnie zranione przez pisk dziewczyny.
- Chłopaki, gdzie wyście byli? Za godzinę zaczyna się koncert ... - jej wzrok padł na mnie. - Kto to? - spytała patrząc w moją stronę z zaciekawieniem.
- Jestem Alice. Znaczy Murder Scene ... - powiedziałam. Zastanawiałam się, czy nie podać dziewczynie ręki, ale to chyba nie było by w moim stylu.
- Nancy Pansy, dla przyjaciół Amber. - przedstawiła się granatowa. - Czyżbyś była nowa?
- Tak, Murder będzie się tu uczyć. - wyprzedził moją odpowiedź Party.
Zerknęłam na niego pytająco. Jak to ... uczyć? Nie było mowy o tym, że tu zostanę, że będę tutejszą uczennicą.
- Możemy ją przygarnąć do naszego pokoju. Po ostatniej walce ... zwolniło się trochę miejsca. Co ty na to Caroline? - Neon spojrzała pytając w stronę Eternity, ta jedynie skinęła głową na tak. - Świetnie, pokażę ci nasz pokój! - powiedziała uradowana blondyna i złapała mnie za nadgarstek.
Po kilku minutach biegania po schodach znalazłyśmy się w długim, granatowym korytarzu.
- To jedno z trzech pięter akademickich w tym skrzydle. Drugie z kolei, ale wyżej prawie nikt nie mieszka, bo chłopaki robią z tamtych pokoi jakąś wielką tajemnicę. - objaśniła. Muszę przyznać, że to trzecie akademickie piętro mnie co najmniej zaintrygowało. - To jest nasz pokój, numer 217.
- Jak w Lśnieniu. - stwierdziłam z uznaniem.
- Dokładnie. - mówiąc to wyjęła z kieszeni klucz i otworzyła pokój. - O kluczyki się nie martw, damy ci twoją własną parę. Nie wystrasz się bałaganu, ale ani mnie, ani Caroline nie chce się sprzątać.
- Nie ma sprawy. - powiedziałam, kiedy Stevie otworzyła drzwi.
W pokoju wcale nie było aż tak strasznie, kilka ciuchów na podłodze, jakieś naczynia na stoliku.
- Eeeee, widziałam już w życiu większy burdel. - stwierdziłam przypominając sobie jak kiedyś Rich postanowił mi wyprawić urodziny ... - Z tego co pamiętam Amber mówiła coś o koncercie.
- Tak, w każdą sobotę chłopaki dają koncert na auli. Znaczy aula pierwotnie była aulą, teraz jest to sala do spotkań towarzyskich i organizacyjnych. Na koncert musisz wyglądać wystrzałowo, inaczej się nie wpuszczą. - powiedziała Neon.
- Zależy co rozumiesz przez wystrzałowo. - powiedziałam. W tym momencie do pokoju weszła Eternity.
- Caroline, mamy około czterdziestu minut, aby naszą Alice zrobić na bóstwo. - kiedy Neon to powiedziała w oczach Eternity pojawiły się dwie małe iskierki.
- Na co jeszcze czekamy? - spytała prawie piszcząc z radości.
Dziewczyny dokładnie wypytały mnie o ulubione kolory z wyjątkiem czarnego, więc uczciwie odpowiedziałam im, że czerwony i zielony. Potem kazały mi przymierzać swoje ubrania, ale nie mogłam patrzeć w lustro, z resztą nie miałabym jak tego dokonać, bo oczy związały mi bandamką. Ciągle wyrzucały z szaf coraz to nowe ciuchy, a ja się zastanawiałam, czy one tam nie mają przypadkiem worków próżniowych. W końcu dobrały mi jakiś strój. Potem zaprowadziły mnie do jakiegoś innego pokoju i posadziły na fotelu fryzjerskim gdzie bez wątpliwości wyżywały się artystycznie na moich włosach. Kiedy już je wysuszyły rozebrały mnie do bielizny i zaprowadziły do jakiegoś pokoju, gdzie w końcu rozwiązały mi oczy. Cwaniary zrobiły to tylko po to, aby mnie pomalować. Potem wróciły z ciuchami, ale miałam mieć zamknięte oczy. No więc nie patrzyłam i na ślepo ubrałam się w to, co mi przyniosły. Tych ubrań było chyba z piętnaście ... Kiedy już odprowadziły mnie z powrotem do naszego pokoju i postawiły przed lustrem nie mogłam uwierzyć, że to ja.
Włosy miałam przystrzyżone i nastroszone, wygolone po obu stronach, ale opadały nieco na prawą stronę, a to za sprawą grzywki zaczesanej na bok. Trochę jak Kobra Kid ... Pomińmy fakt, ze miały kolor oczojebnie zielony z czerwonymi pasemkami. Ubrana byłam w podkoszulkę na ramiączkach w biało-niebieskie paski, na to bawełniana, ciemnoszara koszulka z luźnym dekoltem, przez co na jednym ramieniu zwisała, pierwotnie miała odkrywać brzuch, jednak pasiasty top załatwił sprawę. Włożyły mi czarną, króciutką tutu na której bezwładnie zwisał pasek z klamrą w kształcie Batmana. Na nogach miałam podziurawione, nie do końca kryjące, czarne pończochy zakończone koronką. Warto dodać, że spódniczka była tak krótka, że odsłaniała koronkowe zakończenie pończoch. Pod nimi miałam oczojebnie zielone kabaretki z drobnej siateczki. Stopy obute miałam w czarne glany do połowy łydki. Jeden but miał czerwone sznurówki, drugi zaś zielone. Oczy pomalowały mi czarnym eye-linerem i dokleiły czerwone, mega-długie, sztuczne rzęsy. Usta pomalowały delikatnym błyszczykiem.
- Wow! - skomentowałam. Wyglądałam naprawdę niesamowicie i zjawiskowo.
Dziewczyny przybiły sobie piątki. Widocznie im też się podobał ten efekt.
- My idziemy tak, jakoś się zmęczyłam tym całym malowaniem i wybieraniem ubrań. - powiedziała Eternity, a Stevie tylko jej przytaknęła. - To jak, idziemy?
- Poczekajcie sekundkę, chcę się na siebie jeszcze troszkę napatrzeć. - powiedziałam szczerząc się do lustra.
- Chodź ty mały samolubie! - powiedziała rozbawiona Neon.
-  Ej, macie jakieś agrafki? - spytałam.
Szybko znalazły to, czego potrzebowałam. Wzięłam jedną, najmniejszą i wpięłam ją sobie do dziurki na kolczyk w lewym kąciku dolnej wargi.
- Teraz możemy iść. - powiedziałam roześmiana.
*****
- Witam was, drogie panie. - powiedział chłopak stojący na wejściu do auli, która od zewnątrz wydawała się być naprawdę gigantyczna. - Proszę o wasze imiona, muszę sprawdzić, czy jesteście na liście.
- Vampire, proszę cię, nie możesz sobie darować, przecież na liście są wszyscy, a ty dobrze wiesz jak się nazywamy! - zaczęła Stevie.
- Dajcie się nacieszyć i mówcie te swoje imiona, bo inni też chcą wejść.
- Niech ci będzie. Eternity Dreamer. - powiedziała Caroline, a Vampire odhaczył ją z tej swojej listy.
- Neon Muffin i pamiętaj, że się zemszczę! - zagroziła Stevie, po czym wybuchła głośnym śmiechem.
- Murder Scene. - powiedziałam z uśmiechem.
- Nowa? - spytał, a ja pokiwałam głową. - W takim razie jestem Vampire Revenge.
- W takim razie moje imię już znasz. - uśmiechnęłam się.
- Wpuść je. - powiedział do jakiegoś gościa na rolkach, który otwierał i zamykał drzwi.
Ciekawa fucha ...
Weszłyśmy do środka. Ponieważ pomieszczenie było naprawdę duże, pomieściło wszystkich i każdy miał wystarczającą ilość miejsca. Na stolikach stały drinki w niezliczonych kolorach, przeróżne alkohole, owoce, trochę jedzenia i ... paczki z papierosami. Było tego pełno, jeszcze pozamykane. Pierwsze co zrobiłam, to pochwyciłam jakiś kieliszek z dość mocnym trunkiem i usiadłam na krześle przy stoliczku. Dziewczyny zrobiły to samo. Neon wzięła jedną paczkę fajek i otworzyła ją. Ja i Stevie wyciągnęłyśmy po fajce, a Eternity pognała w tłum, bo chłopcy mieli zaraz wychodzić na scenę. Kiedy już wypaliłyśmy i obgadałyśmy kilka tematów zrobiłyśmy to samo co Caroline. Naszym rozmowom sprzyjał alkohol przez co już się rozluźniłyśmy. Chłopakom towarzyszyły piski dziewczyn, więc i ja piszczałam. Zaczęli od F.T.W.W.W. jak się dowiedziałam od Neon, ta piosenka była swego rodzaju hymnem szkoły.
They wanna grip the cross,
Make cavities,
Adjust because it purely is a crime
We full-on freak the cops, that causality
And break the walls of cryogenic slime
9

Prolog: Famous last words.

Ostrze nożyczek okalające gładką ramkę z napisem "EXTERMINATE" ... Wycinałam je odkąd tylko czwórka postanowiła się zbuntować, odkąd postanowili postawić się okrutnym rządom Better Living. Odkąd władzę objął Korse życie ludzi podobno stało się o wiele gorsze niż przedtem. Ja sama nie mogę się na ten temat wypowiadać, bo nigdy nie zaznałam innego życia niż to kierowane przez BL. Z opowiadań ojca wiem, że kiedyś ludzie mogli nosić, robić, mówić i myśleć to co chcieli. To prawda, marzę, aby stanąć obok Kobry Kida i strzelać z ray-guna do Draculoidów. Zawsze po cichu podkochiwałam się w Kobrze, dlatego też teraz płakałam. Płakałam, bo pod zdjęciem, które wycinałam znajdował się podpis "Killjoysi zaginęli, aktualnie nikt nie wie gdzie znajduje się czwórka rebeliantów."
- Jak myślisz, żyją? - zwróciłam się do swojego brata.
- Nie mam pojęcia, ale nie dali by się od tak zabić, czy porwać. Na pewno nie bez walki. - spojrzał na mnie i nieco posmutniał. - Nie płacz, na pewno nic im nie jest Kobra ... - nie zdążył dokończyć, bo w tym momencie do naszego pokoju wpadł ojciec.
- Szybko, Draculoidy tu idą. - prawie krzyczał. - Jest z nimi Korse.
Wymownie spojrzałam na brata. To właśnie Korse kilka miesięcy temu zabił naszą matkę.
- Zabiję skurwiela ... - szepnął Rich.
- Nie, macie iść na strych i się nie odzywać. - oboje z bratem wstaliśmy od stołu.
- Ale tato ... - próbowałam się sprzeciwić.
- Nie ma dyskusji. Na górę, natychmiast! - wskazał na drabinkę stojącą przy otwartej klapie.
Na nasze nieszczęście wejście na strych znajdowało się w naszym pokoju. Zdążyłam tylko złapać w pośpiechu zdjęcie czwórki oprawione w kolorową ramkę z napisem "Killjoys, make some noise", którą sama zrobiłam. Rich niechętnie wszedł na górę, ja zaraz po nim. - I jeszcze jedno ... Dzieciaki, pamiętajcie, że was kochałem. - dodał, po czym zamknął klapę.
Dopiero po chwili dotarło do nas, że ostatnie zdanie było swoistym pożegnaniem, jednak na cokolwiek było już za późno. Usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi, jakieś krzyki i kilka strzałów. Chciałam pisnąć, ale brat w porę zatkał mi usta dłonią i przytulił do siebie. Wybuchłam tłumionym płaczem pełnym smutku i rozgoryczenia. Dotarło do mnie, że teraz jesteśmy sierotami. Brat niby mógł się mną zaopiekować, ale to przecież nie to samo. Był co prawda jak na dziewiętnastolatka bardzo odpowiedzialny i inteligentny, zawsze się mną opiekował. Zawsze przejmował się losem swojej głupiej siedemnastoletniej siostry, która była jego przeciwieństwem. Odkąd skończyłam 10 lat wiedziałam, że zawsze będę tą czarną owcą w rodzinie, tą, która nie uczy się tak dobrze jak jej starszy braciszek, tą, która zawsze była bardziej zamknięta, bardziej odizolowana od społeczeństwa. Po prostu dziwna. A jednak brat mnie kochał. Odsunęłam się od niego i usiadłam na podłodze ciągle trzymając w rękach ramkę ze zdjęciem. Spojrzałam na brudne, okurzone twarze chłopaków. Brat usiadł obok mnie.
- Czujesz? - spytał pociągając nosem. Po chwili wiedziałam o czym mówił. - Dym.
- Czy oni ...
- Chyba tak. - odparł czytając mi w myślach. - Chcą się pozbyć jakichkolwiek dowodów. Musimy się pospieszyć, inaczej spłoniemy razem z całym domem. - mówiąc to próbował otworzyć okno z którego potencjalnie mogliśmy wyskoczyć. - Kurwa. - skomentował.
- Poczekaj chwilę. - powiedziałam wstając z podłogi i ocierając łzy. Podeszłam powoli do okna. - Odsuń się lepiej. - dodałam patrząc na brata.
Odsunęłam się od okna na odpowiednią odległość, rozpędziłam się i kopnęłam szybę. Ta rozbiła się na mnóstwo maleńkich kawałeczków. Smród dymu drażnił moje nozdrza, co doprowadzało mnie do szału.
- No skacz, na co czekasz?! - krzyknęłam na Richa, który z przestrachem stał na framudze okna i patrzył w dół. Miałam ochotę podejść do niego i go zepchnąć. - No skacz! - wrzasnęłam tak, że drgnął i wypadł na zewnątrz. Jednak nie wyglądało na to, aby miało mu się coś stać.
- Alice, pospiesz się! - usłyszałam z dołu. Pobiegłam tylko po zdjęcie. Wlazłam na okno, pocałowałam na szczęście zdjęcie i nawet nie patrząc w dół skoczyłam.
Wylądowałam chyba w czyichś objęciach, jednak nie jestem pewna. Zemdlałam.